sobota, 24 stycznia 2015

Przepraszam was, że nie dodałam już długo rozdziału, ale nie mam czasu ostatnio ponieważ w tygodniu się uczę, a w weekendy głównie spotykam się ze znajomymi. Następny rozdział dodam dopiero kiedy rozpocznę ferie (2.02.2015)

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział piąty

16 komentarzy=następny rozdział
Każda sekunda ciągnęła się niczym godzina, byłam przerażona. Siedziałam pod salą w której był mój synek. Byłam sama, zresztą nic nowego. Kiedy tylko Justin mnie tu przywiózł, pojechał mówiąc, że ma jakieś sprawy do załatwienia, mówił że wróci, ale ja nie chcę aby wracał. Już dość złych rzeczy nam zrobił, nie potrzebuję go. Wiem, że powtarzam to cały czas, ale tak jest, nie chcę go w moim życiu. Najchętniej wbiłabym mu nóż w gardło, głęboko. Najlepiej aby końcówka noża wyszła z drugiej strony. Szybko jednak odgoniłam od siebie te myśli, nie jestem morderczynią, nie wiem nawet jak mogę myśleć o takich rzeczach. Nie byłabym w stanie zrobić komuś tak wielkiej krzywdy, jaką jest utrata życia. Nie ważne co by zrobił.
-Pani Kylie Ryan? Mama Max'a Ryana?-usłyszałam nad sobą głos, więc podniosłam głowę która bolała od nadmiaru myśli.
-Tak, panie doktorze, co z moim synkiem?-zapytałam przerażona.
-Proszę do mojego gabinetu-pokazał ręką na drzwi naprzeciwko mnie, bez zastanowienia się co lekarz zamierza mi przekazać, weszłam do sali i usiadłam na fotelu.
-Nie jesteśmy do końca pewni, ale najprawdopodobniej Max ma zapalenie płuc, jednak na razie to są tylko przypuszczenia. Proszę być spokojna, wyjdzie z tego. Mamy tu doskonałą opiekę.-kamień spadł mi z serca. Jednak wiem co spowodowało to że jest chory. Max był cały dzień bez kurtki, a jest październik. Justin jest taki nieodpowiedzialny.
-Czy mogę wejść zobaczyć się z Max'em?
-Jest piąta nad ranem, teraz pani synek śpi. Proszę jechać do domu, wyspać się i przyjechać później-Uśmiechnął się pociesznie. Niechętnie, ale zgodziłam się wrócić do domu. Byłam wykończona, dlatego już po 20 minutach byłam w domu. Od razu rzuciłam się na łóżko i odpłynęłam w głęboki sen.
Ze snu wybudził mnie okropny dźwięk mojego telefonu, a nie pamiętam kiedy mi się ostatnio tak dobrze spało. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Halo?-powiedziałam nieprzytomnym głosem.
-Zmęczona po nocy ruchania kolesi?-usłyszałam znany mi głos.
Niall.
Po usłyszeniu tych słów rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę. Po chwili znowu zadzwonił. Tym razem nie odebrałam, ale kiedy połączenie ponowiło się po raz piąty postanowiłam go wysłuchać.
-Czego chcesz kurwa?
-Pogadać.
-Chyba nie mamy o czym.
-Słuchaj, wiem że byłem okropny i pod wpływem nerwów powiedziałem za dużo, nawet dzisiaj nie powinienem się tak do ciebie odzywać. Słuchaj, spodobałaś mi się i chciałbym się spotkać.-Na usłyszenie ostatnich słów podniosłam się z łóżka na baczność. Przypomniał mi się wtedy jeden z tych filmów o szkołach, kiedy to szkolne ciacho chce się umówić z główną bohaterką, a ona wpada w zachwyt. Niestety to nie była komedia ze szczęśliwym zakończeniem. To było życie.
-Nie widzę sensu naszego spotkania-owszem bardzo chciałam się z nim spotkać, ale nie mogę być taka łatwa, poza za tym, nie mam czasu na randki. Mam syna, który obecnie leży w szpitalu i zapewne umiera z tęsknoty.
-No weź, jedno spotkanie, jeśli się do mnie nie przekonasz odpuszczę.
-Więc chyba łatwo się poddajesz.
-Zobaczysz, jeszcze mnie pokochasz. To o której?
-Niech będzie 18:00, przyjedź po mnie.
-Dzięki, do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się, to było miłe, że przeprosił i zaprosił mnie na "randkę". Chociaż ja nienawidzę tego słowa, jest takie sztuczne.
Wstałam z łóżka i ubrałam się w jeansowe spodnie z dziurami na kolanach i do tego sweterek z dziurami na ramionach. Gotowa włączyłam płytę mojej ulubionej wokalistki-Beyonce. Kocham tą kobietę i jej twórczość, jest wspaniała. Tańczyłam w rytm piosenki Drunk In Love jednocześnie sprzątając kuchnię, która czysta nie była. Zaraz po niej zaczęła się piosenka Pretty Hurts i zaczęłam ją śpiewać
Mama said you're a pretty girl/Mama powiedziała jesteś piękną dziewczyną


What's in your head, it doesn't matter/To co masz w głowie nie ma znaczenia
Brush your hair, fix your teeth/Uczesz włosy, popraw uśmiech
What you wear is all that matters/Tylko to, co masz na sobie ma znaczenie

Just another stage, pageant the pain away/Tylko kolejna scena, widowisko oddalającego się bólu
This time I'm gonna take the crown/Tym razem zdobędę koronę
Without falling down, down, down/Bez upadku, w dół, w dół

Pretty hurts, we shine the light on whatever's worse/Piękno boli, ukazujemy w świetle wszystko co najgorsze
Perfection is a disease of a nation/Perfekcja jest chorobą ludzkości
Pretty hurts, we shine the light on whatever's worse/Piękno boli, ukazujemy w świetle wszystko co najgorsze
We try to fix something but you can't fix what you can't see/Próbujemy coś naprawić, ale nie możesz naprawić tego, czego nie widzisz
It's the soul that needs the surgery/To jest dusza która potrzebuje operacji

Zaśpiewałam prawie całą piosenkę, kiedy nadeszła ostatnia zwrotka

You stripped away the masquerade/Zakończyłaś tą maskaradę
The illusion has been shed/Iluzja została zerwana
Are you happy with yourself?/Czy jesteś szczęśliwa ze sobą?
Are you happy with yourself?/Czy jesteś szczęśliwa ze sobą?


Yes/Tak

Jestem szczęśliwa ze sobą? Dobre pytanie.

-Zawsze wiedziałem że jesteś utalentowana-na te słowa odwróciłam się ze strachem. Przy otwartym oknie stał Justin. Co on ma z tym nachodzeniem mnie?

-Dlaczego cały czas mnie nachodzisz?-powiedziałam drżącym głosem.

-Pamiętasz, kiedy mieliśmy po 18 lat, to było dokładnie rok po tym jak uciekliśmy. Postanowiliśmy to uczcić, zrobiłem ci niespodziankę. Jedliśmy kolację nad klifem z przepięknym krajobrazem.-Mówiąc to patrzył mi w oczy-Poprosiłem cię wtedy abyś mi zaśpiewała. Zaczęłaś śpiewać piosenkę tej wokalistki. Jaka to była piosenka?-dokładnie wszystko pamiętał. Ja też pamiętałam, ale nie sądziłam że on też.

-Halo. Nazywała się Halo.-To moja ulubiona piosenka.

-Tak, jak ona leciała?

-Remember those walls I built?/Pamiętasz te mury które budowałąm?-zaczęłam śpiewać, nawet nie wiem czemu, dałam się ponieść wspomnieniom.

-Well baby they're tumbling down/Kochanie teraz one się walą-ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Justin kontynuował piosenkę. On również miał anielski głos

-And they didn't even put up a fight.They didn't even make a sound/I nawet nie stawiały żadnego oporu,Nawet nie wydały żadnego dźwięku.-Nie czekając dłużej oboje przeszliśmy do refrenu.
-Everywhere I'm looking now. I'm surrounded by your embrace. Baby I can see your halo. You know you're my saving grace. You're everything I need and more. It's written all over your face. Baby I can feel your halo. Pray it won't fade away/Teraz, gdziekolwiek spojrzę, Jestem otoczona twoim objęciem. Kochanie, widzę twój blask. Jesteś jedynym, co we mnie dobre. Jesteś wszystkim, czego potrzebuję, i czymś więcej. Masz to wypisane na twarzy. Kochanie, czuję twój blask, Modlę się, by to nie odeszło.
Gdy skończyliśmy tą piosenkę staliśmy twarzą w twarz.
-To były piękne czasy-w moich oczach były łzy, nienawidzę wspomnień.
-Tak, zniszczyłeś je.-z moich oczy poleciały łzy-Było wiele wspomnień, byliśmy idealni.
-Wiem to, jednak czasy się zmieniają.
-Wow, zdajesz sobie sprawę, że to wszystko przez ciebie?
-Wszyscy się zmieniają, nigdy nie byłem dobrym chłopcem, ty też się zmieniłaś.
-Wydoroślałam, nie jestem już nastolatką.
-Nie w tym sensie się zmieniłaś. Musiał być jakiś powód tego że ja się zmieniłem. Podpowiem ci, tym razem to byłaś ty, a teraz wychodzimy, jedziemy do Max'a.
-Od kiedy jesteś taki.. miły?
-To tylko chwilowe, nie przyzwyczajaj się-wrócił stary Justin. Ubrałam buty i wyszliśmy z domu. Skorzystałam z propozycji podwiezienia mnie pod szpital, jednak nie pozwolę mu wejść, zabronię lekarzom wpuszczać go do sali w której leży Max. Chociaż dzisiaj postaram się o wypuszczenie go ze szpitala, aby był przy mnie. Kiedy byliśmy już na miejscu oczywiście Justin robił problemy.
-Wejdę, czy ci się to podoba czy nie.-warknął, miałam wrażenie że zaraz mnie uderzy. A niestety muszę przyznać, że wcześniej było tak pięknie.
-Słuchaj, wytłumacz mi coś. Dlaczego się tak zachowujesz. Raz zabierasz mi syna, udajesz wielkiego tatusia, a zaraz po tym mój syn trafia do szpitala bo nie potrafiłeś się nim dobrze zająć. Wtedy od razu znikasz, jakbyś chciał się go pozbyć, nie wspominając o tym, że nazywasz go bachorem. Teraz, znowu chcesz być przykładnym tatusiem. Proszę cię Justin, wytłumacz mi o co ci w tym wszystkim chodzi! Dlaczego nas nachodzisz! Zrozum, że chcę abyś dał nam spokój, nienawidzę cię za wszystko co zrobiłeś.
-Dziś po północy wracamy do Kanady. Albo jedziesz po dobroci, albo zabiorę cię siłą.
Hejcia :)
Jak wam się podoba rozdział? Proszę zostawcie swoje opinie, chcę wiedzieć co mogę zmienić. Przypominam, że jeśli chcecie aby wasz blog znalazł się w zakładce Polecam napiszcie do mnie na asku (http://ask.fm/versacegomez). Zostawiajcie swoje blogi w zakładce spam, chętnie poczytam. Proszę, dodawajcie się do obserwatorów. Do następnego!

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział czwarty

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem

-C-co ty tu robisz?-zapytała ze strachem o moje dziecko. Dzisiaj było tak dobrze, zawsze wszystko musi się spieprzyć.
-Chciałem zobaczyć mojego syna-wzruszył ramionami. On zwariował? Przez dwa lata nie widział mnie, a tym bardzie dziecka, oszalał do reszty.
-Co proszę? To nie twoje dziecko, nie masz do niego żadnych praw. W dokumentach a napisane, że ojciec jest nieznany, więc ty nim nie jesteś. Proszę oddaj mi go i odejdź z naszego życia, bo było dobrze do puki się nie pojawiłeś.
-Przestań pierdolić, bo i tak twoje słowa nigdy nie były ważne. Jeśli będę chciał, to będę go odwiedzał, jeśli mi się znudzi, to go zostawię.
-Tylko to potrafisz robić, bawisz się innymi a potem zostawiasz, jednak nie wiedziałam że z dziećmi też można tak postępować.-Wyrwałam mu dziecko, które zaczęło płakać.
Justin zaczął się śmiać, jednak nie wiem co w tym śmiesznego.
-Widzisz, Max płacze kiedy ma spędzać z tobą czas, jesteś nikim. Nawet własny syn cię nie kocha. Daj mi go-wystawił ręce w moim kierunku. Jak on może tak mówić? Jestem jedyną rodziną dla Max'a. Mały mnie kocha, wiem to.
-N..nie dam ci go. Ja jestem jego matką, zostaje ze mną.-Widziałam jak zaciska szczękę ze złości, Jest źle, bardzo źle.
-Masz ostatnią szansę, oddaj mi go albo...-zza paska swoich spodni wyciągnął broń, malutki pistolet.-Max zostanie postrzelony
-Nie zrobisz tego-z moich oczu zaczęły wylatywać łzy.
-Zrobię, przecież mnie znasz-odparł spokojnie. Dałam mojego synka w jego ręce. Co innego miałam zrobić? Pozwolić aby go zastrzelił? Już wolę aby zrobił to mnie. Każda prawdziwa matka oddałaby życie za swojego potomka.
-G..gdzie go zabierasz?-byłam cała zalana łzami, chcę aby nasz spokój wrócił. Bez Justina. Tylko ja i Max.
Szatyn nie odpowiedział mi, ale wsadził chłopca do wózeczka, które stało w kącie pokoju, po czym wyszedł z dzieckiem z domu.  Przez chwilę nawet pomyślałam, że Justin wygląda słodko trzymając wózek z dzieckiem, ale od razu wymazałam te myśli z głowy. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Zadzwonić na policję? Przecież sama oddałam go w jego ręce. Wiem jedno, muszę znaleźć Max'a. Jego miejsce jest przy mnie.
Klęczałam na ziemi przed kołyską mojego synka i płakałam. Nie pamiętam kiedy ostatnio zanosiłam się takim płaczem. Kolejny dowód na to, że moje życie nie ma sensu. Teraz nawet nie mam już Max'a.  Jestem słaba i nie wiem jak mogę wyładować swoje emocje, jednak nie jestem dziewczyną, która wyładowuje swoje emocje na swoim ciele. Nigdy, pomimo przykrości życiowych jakie mnie spotkały, nie raniłam swojego ciała. Nie wiem, czy było to ze strachu przed jeszcze większym bólem czy z niechęci przed ranami, które tylko przypominałyby mi przez co przeszłam. To bez sensu. Po co mam ranić siebie jeszcze bardziej? Świat i życie dają mi wystarczająco bólu.
Nie wiem ile czasu klęczałam na ziemi. Wiem, że mój telefon nie przestawał dzwonić, dzwonił w kółko i w kółko. Nie chciałam z nikim rozmawiać, ale miałam dość i wstałam odbierając telefon.
-Słucham?-powiedziałam łamiącym głosem.
-Gdzie ty dziwko jesteś?-o kurwa! To był mój szef. No to po mnie, miałam być w pracy dwie godziny temu.
-J..ja p..p..przepraszam, będę za 20 minut.-próbowałam otrzeć łzy, ale cały czas się namnażały.
-Lepiej abyś była, bo w przeciwnym razie porozmawiamy inaczej.-i tak łatwo poszło. Słyszałam co Fred, bo tak miał na imię, robił swoim pracownicom gdy coś mu się nie spodobało. Na razie dał mi ostrzeżenie.
Szybko zmyłam moje resztki makijażu, a szczególnie tuż, który był rozmazany na każdej części twarzy. Bez make-up'u wyszłam z domu wsiadając w wcześniej zamówioną taksówkę. Cały czas myślałam o moim synku, ale teraz byłam skupiona na tym aby nie wylecieć z "pracy" czyli roli dziwki. Właściwie, skoro Max'a nie ma przy mnie, to czemu idę do pracy? Zarabiam pieniądze w taki sposób tylko aby zapewnić mu dobry byt. Mam jednak umowę z Fredem na 4 lata. Nie mogę wcześniej zrezygnować.

Wystylizowana weszłam na podest z rurą i zaczęłam ocierać się o nią. Starałam się wyglądać seksownie, mimo że cały czas chciałam płakać. Już po chwili faceci, którzy nie ukrywam, byli przystojni, wkładali za moją bieliznę papierowe banknoty. Wspominałam już, że nie wpuszczają do tego klubu byle kogo. Mimo tego, że byli przystojni, na pewno mieli okropne wnętrze. W końcu korzystają z usług dziwek, tak?
Rozejrzałam się w tłumie gdzie zauważyłam Freda przyglądającego się mi, kiedy wyłapał mój wzrok przywołał mnie do siebie gestem ręki. Cała spięta zeszłam z podestu, słysząc niezadowolenie u moich "wielbicieli", pff żałosne. Powoli podeszłam do Freda, który powiedział mi, że przy stoliku nr. 8 w sekcji vip czeka na mnie jakiś chłopak. Miałam dla niego zatańczyć lap dance, polega on na tym że tańczę na kolanach faceta, ocieram się o niego, jednak on nie może nie potknąć. Mnie to pasuje, przynajmniej mnie nie obmacuje. Podeszłam do sali vip, która była niemal pusta  Trafiłam do stolika numer 8 i kolejny raz w ostatnim czasie prawie zemdlałam. Dziwę się że jeszcze nie jestem w szpitalu. Mianowicie przy stoliku zobaczyłam mojego wcześniejszego towarzyła-Nialla. Myślałam, że jest on bardziej przyzwoity. W sensie, nie jest jak inni faceci, jednak myliłam się. Trudno, sama nie jestem lepsza. To ja tu jestem dziwką, mam sprawiać mu przyjemność. Blondyn był tak samo zdziwiony na mój widok jak ja na jego. Chciał coś powiedzieć, ale w tym samym czasie zaczęła grać  muzyka, za co podziękowałam w duchu. Usiadłam swoim kroczem na kolana Nialla i zaczęłam zmysłowo ruszać tyłkiem podniecając przy tym chłopaka.

I've been drinking, I've been drinking
I get filthy when that liquor get into me
I've been thinking, I've been thinking
Why can't I keep my fingers off it, baby?
I want you, na na
Why can't I keep my fingers off you, baby?
I want you, na na*


Chłopak wielokrotnie mnie dotknął, tym samym wywołując u mnie przyjemność. Dziwka! Usłyszałam jakby głos w mojej głowie, ale zignorowałam go. Można powiedzieć, że odpowiedziałam mu "pierdol się". Byłam tylko ja i on, dałam się ponieść emocjom i odpowiedziałam na pocałunek kiedy złączył nasze usta razem. Nie  było  to pełne uczucia, raczej namiętności i podniecenia.
-Chcę wynająć pokój na 2 godziny-wydyszał.
Wstałam i poszliśmy do pokoju w którym spędziliśmy następne dwie godziny. Śmiało mogę powiedzieć, że to były najprzyjemniejsze dwie godziny w ten pracy.
-Nie uważasz, że musimy pogadać?-zagadał kiedy koło pierwszej w nocy skończyłam pracę i wyszłam z klubu.
-Chyba nie mamy o czym. Poznaliśmy się kilka godzin temu, gdzieś koło godziny 16:00, następnie koło 22:00 uprawialiśmy seks w miejscu w którym ja robię za dziwkę, a ty skorzystałeś z moich usług. Tyle, o czym tu gadać?-chłopak wypuścił z siebie śmiech
-Myślałam, że jesteś inna
-Ja to samo myślałam o tobie-powiedziałam na odchodne.
Spacerowałam uliczkami Las Vegas, patrząc na imprezujących ludzi, byli tacy beztroscy. Też chciałabym wrócić do tych czasów.
-Halo?-odebrałam telefon, który zaczął dzwonić.
-Kylie, nie wierzę, że to mówię, ale musisz przyjechać, coś się dzieje z Maxem-o mój Boże! To był Justin.
-Podaj mi adres, zaraz będę-powiedziałam zdenerwowana.

Dojechałam pod jakąś ruderę, wyglądało to na magazyn. On trzyma w takich warunkach mojego syna? Zapłaciłam za taksówkę i weszłam do budynku. W kącie przy kartonach zobaczyłam Justina, który wygldał jakby miał zaraz wyrwać sobie włosy w głowy.
Szybko podbiegłam do wózka, który stał koło Biebera i zobaczyłam tam zapłakanego Max'a.
-Płacze już kilka godzin. Ja pierdole, ucisz tego bachora!-był zdenerwowany. Wzięłam chłopca na ręce i przytuliłam do piersi. Justin nie miał bladego pojęcia o dzieciach. Jak już wspominałam, nienawidził ich.
-Ma gorączkę, wysoką. Musimy jechać do szpitala.-Westchnął i kierował się do wyjścia z budynku.
-Idziesz czy mam jechać sam?-krzyknął


Hejka
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Pierwsza sprawa. Proszę aby k a ż d y kto przeczytał rozdział go skomentował, chcę zobaczyć ile osób go czyta. Druga sprawa. Jeśli ktoś byłby zainteresowany współpracą w promowaniu bloga między sobą to piszcie do mnie na aska http://ask.fm/versacegomez. Chodzi o to, że ja stworzę zakładkę "polecam" i wstawię tam link do waszego bloga i wy zrobicie to samo z moim blogiem.
Do następnego! Wesołego nowego roku!

wtorek, 23 grudnia 2014

Hejka! Przepraszam, że rozdział nie pojawił się od jakiegoś czasu, ale nie miałam za bardzo czasu aby go napisać. Rozdział czwarty pojawi się po świętach gdzieś koło soboty/niedzieli. 
W razie pytań ask
Wesołych świąt!


czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział trzeci

Siedziałam usypiając mojego małego synka, który już od ponad godziny sięnie uspokoił. Naprawdę nie wiem co mu dolega, nie ma czkawki, gorączki, jedzenia ma pod dostatkiem i miłość matki też. Jestem ciekawa o czym myśli taki maluszek, dlaczego płacze.
-No już maluszku, mamusia nie odpuści ciebie na krok do puki nie zaśniesz-jak na dotknięcie magicznej różdżki Max zasnął po kilku minutach. Położyłam go do kołyski po czym włączyłam laptopa. Nie mam za wiele czasu aby z niego kożystać, zresztą nawet nie mam co na nim robić. Kiedy urządzenie się włączyło, kliknęłam na stronę internetową banku po czym się zalogowałam. Od razu weszłam w zakładkę "stan konta" i sprawdziłam ile mam oszczędności. Na koncie miałam 20,450 tysięcy dolarów z czego sporą sumą są pieniądze które ukradłam Justinowi w dniu ucieczki. Ogólnie wiadomo, że w mojej "pracy" zarabia się nie mało, inne dziwki stać na złote zegarki od Rolex, ciuchy od Chanel czy operacje prastyczne na cycki czy tyłek. Ja nie wydawałam majątku na Max'a, a na siebie tym bardziej. Ostatni raz na zakupach byłam może z pół roku temu. 
Czy jestem zadowolona z mojej sumy pieniędzy?  Otóż poniekąd tak bo ja i Max nie żyjemy w biedzie jednak dużo oszczedzam, ale z drugiej strony, kto byłby zadowolony z pieniędzy które zyskał z puszczania się? Chciałabym pójść na studia, zawsze chciałam być prawnikiem, lecz przez ucieczkę z domu dziecka, kiedy mieliśmy z Justinem po 17 lat, nie skonczyłam szkoły. Teraz już za późno, niestety. 
Postanowiłam sprawić sobie trochę przyjemności wybrać się jutro na zakupy, kocham modę, a dobieranie ciuchów to moje hobby. Kocham ubierać siebie jak i Max'a. Mój chłopczyk sobie spał, a jego piżamka składała się z lekkich dresów przylegających mu do ciałka,  jednak luźno oraz bodów z napisem "I Love My Mum", do kąpletu byky tteż z napisem "I Love My Dad", jednak podarłam je i wyrzuciłam z wiadomych powodów.  
Wyłączyłam laptopa wcześniej wylogowując się ze strony banku, po czym poszłam spać. Około godziny 6, obudziły mnie ciche jęki mojego synka, od razu wiedziałam że jest głodny więc nakarmiłam go wcześniej przygotowanym jedzeniem. Mały zasnął podczas podawania mu pokarmu więc położyłam go do kołyski, a sama poszłam się ubrać. Założyłam na siebie bluzkę sięgającą do połowy brzucha, spodnie z wysokim stanem, a na biodra zawiesiłam beżowy sweterek. Po wykonaniu tych czynności postanowiłam przygotować sobie śniadanie składające się z sałatki z kurczaka którą kupiłam dzień wcześniej, do tego przygotowałam herbatę. Normalni ludzie piją na śniadanie kawę, ale nie ja. Ja nienawidzę kawy, za to kocham gorącą herbatę bez cukru. Poczułam nagłą potrzebę zapalenia, dlatego wyciągnągnęłam z torebki mojego e-papierosa. Kiedyś byłam uzależniona od normalnych, ale przeżuciłam się na elektryczne. Wlałam do środka malinowy liquid*
 i zaciągnęłam się kilka razy. 

Chodziłam samotnie po galerii handrowej w której zawsze były tłumy i tak też było dzisiejszego dnia. Max'a oddałam pod opiekę mojej "ulubionej" sąsiadki. Nie chciałam go męczyć zakupami bo wiem ze to nie byłaby dla niego żadna frajda a jedynie męczarnia. 
Na początek weszłam do Zary, mojego ulubionego skepu gdzie od razu rzuciła mi się w oczy czysto biała koszula. Nie było mowy abym jej nie wzięła więc zaraz w ręce miałam już pierwszą torbę wypełnioną nowym nabytkiem. Nagle moją uwagę przykuła para, składała się ona z jakiejś czarnowłosej dziwki, co było widoczne po ubiorze i makijarzu, natomiast drugą osobą był brunet, Justin we własnej osobie. Dziewczyna miała owiniętą rękę wokół jego pasa, a chłopak szedł z widocznym niezadowoleniem na twarzy. Tak bardzo chciałam aby mnie nie zauważyli że wywaliłam się dzieki osobie na którą wpadłam. 
-Nic ci nie jest? Ja nie chciałem, przepraszam. -powiedział męski głos. Podniosłam się z ziemi i spojrzałam na osobę która do mnie mówi. Był to blondwłosy, niebieskooki chłopak z pięknym uśmiechem. 
-Wszystko dobrze, to ja przepraszam, zagapiłam się. -nie myslałam już o Justinie i tej dziwce. Patrzyłam tylko w piekne oczy chłopaka, a na mojej twarzy widoczny był usmiech. Już dawno tak nie patrzyłam na jakiegoś  chłopaka.
-Uhm... chciałabyś gdzieś pójść? Na kawę czy coś.. 
-Nie lubie kawy -boże co ja gadam, jesli on ją kocha to ja też to zrobię!
-To dobrze bo ja tez!-złapał mnie za rękę a na naszych twarzach widniały uśmiechy.-Czy szanowna pani, da się zaprosić na jogurt? 
-Idealnie-zaśmiałam się i poszliśmy. 

Po godzinnej rozmowie spędzonej na jedzeniu mrożonych jogurtów, rozmawiałam z Niallem, bo tak ma na imie, jakbyśmy byli przyjaciółmi od wielu lat. Oczywiście mało o sobie wiemy, on o mnie prawie wcale ale chyba się polubiliśmy. 
-Chcesz się jeszcze spotkać? -zapytał 
-Bardzo chętnie, ale teraz muszę już iść 
-Rozumiem, chłopak czeka -wyglądał jakby mówił to poważnie.
-Co pff, nie mam chłopaka -wyśmiałam go. 
-Dla mnie dobrze, odwiozę cię.-zaprosił mnie do samochodu a ja znów czułam się jakbym miała 17 lat i byłam zauroczona chlopakiem. Przy nim wszystkie myśli i zmartwienia odlatywały.
Po kilkudziesięco minutowej drodze byliśmy pod moją kamienicą. 
-Do zobaczenia! -powiedział 
-Masz mój numer, więc dzwoń -zaśmiałam się i wyszłam z samochodu.
Chłopak odjechał a ja weszłam do środka otwierając drzwi od mieszkania. 
-Halo, jest ty ktoś?
-Oczywiście kochanie -usłuszałam i zobaczyłam Justina trzymającego w ramionach moje dziecko.

*Liquid to coś co się pali w tym papierosie, są różbe smaki 

Da bum tss jest rozdział! 
Podoba wam się? 
Mało się w nim dzieje ale za to dużo będzie dziać się w następnym. 
Jeśli macie jakieś pytania do mnie lub dotyczące blog to stworzyłam aska ask.fm/versacegomez 
Reklamujcie blogi w zakładce spam, bo zamierzam stworzyć zakładkę "polecam" więc moze wasze blogi się tam znajdą. 


niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział drugi

Wiecie jak się teraz czułam? Jak śmieć, jak zwykły śmieć. Coraz bardziej przekonuję się w tym, że jestem nikim. Mam tylko mojego małego synka, a on ma tylko mnie. Chciałabym aby wychowywał się w normalnej rodzinie, z tatą, rodzeństwem, babcią, dziadkiem i dalszą rodziną, ale my jesteśmy sami.
Patrzę teraz na Max'a i zastanawiam się, co będzie dalej. Nie mogę wiecznie być striptizerką, a kiedy mały będzie coś kumał, bo na razie ma niecały rok, co mu powiem kiedy zapyta się "Mamusiu, a gdzie pracujesz?". No właśnie.
Kiedy upewniła się że Max śpi, poszłam do łazienki, ściągnęłam wszystkie ciuchy i weszłam do wanny pełnej gorącej wody, której nalałam. Po chwili wybuchnęłam głośnym płaczem na wspomnienia z dzisiejszego poranka.

-Za dziwkę robisz, co?-zaczął, a ja wpatrywałam się w niego jakbym zobaczyła ducha. Nie mogę uwierzyć, że to on. 
-Kochanie, zamknij usta bo potraktuję to jako zaproszenie, pewnie zrobisz to z rozkoszą-zaczął się śmiać, szydzić ze mnie. Nie wiedział dlaczego to robię, nie wiedział że ma syna na którego pracuję. Od razu wybudziłam się z transu i czym prędzej chciałam wyjść z samochodu, ale drzwi były zamknięte. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu ukochanego autka Justina. Kochał go bardziej ode mnie.
Dlaczego musiał się tu pojawić, co on tu robi, jak mnie znalazł. Miałam tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Nadal się nie odzywałam.
-Oglądałem wszystkie twoje pokazy, zawsze byłaś dobra z łóżku, mało nie miałem ochoty ci zapłacić za prywatny pokaz. Po za tym, cycki ci urosły, nie wyglądają na sztuczne...-To przez ciążę idioto
-Co tu robisz?-Wykrztusiłam.
-Nie skończyłem, nie przerywaj mi mała suko-warknął, a ja zadrżałam, znowu się go boję.
-Wracając, po co mam płacić za coś, co jest moje?-zapytał, po czy położył swoją dłoń w na moim udzie. Momentalnie zebrały mi się łzy w oczach i wspomnienia sprzed dwóch lat wróciły.-No i czemu ryczysz? Trzeba pogodzić się z prawdą i przeznaczeniem.
-Błagam, zostaw mnie, po co to wszystko-płakałam, kiedy Justin złapał mnie za biodra i przeniósł na swoje kolana, tak że siedziałam na nim okrakiem.
-Po co? Upokorzyłaś mnie przed wszystkimi. Wyszedłem na fajtłapę która nie potrafi zatrzymać przy sobie kobiety... z dzieckiem.-Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Kochanie, zostawiłaś list-To słowo "kochanie", to nigdy nie było słowo przepełnione uczuciem, zawsze mówił je gdy był zły, w ten sposób działał na moją psychikę.
-Chcesz mnie ukarać tak? Powinieneś się tego wstydzić! Nie ma nic gorszego od bicia słabszej osoby. Wiesz co? Cieszę się że uciekłam, cieszę się że uciekłam mając w brzuchu nasze, a raczej moje dziecko. Co byś zrobił gdybym ci to powiedziała? Pobiłbyś mnie do nieprzytomności lub kazał urodzić i oddać do domu dziecka tak jak kiedyś oddali ciebie! Jesteś samolubnym frajerem, który na nic nie zasługuje. Nienawidzę cię, nigdy cię nie kochałam!-wybuchnęłam, po tych kilku latach nareszcie mu to powiedziałam. Oczywiście ostatnie słowa były kłamstwem. Kochałam go jeszcze przez jakiś czas po ucieczce, ale teraz go nienawidzę.
Za moje słowa dostałam w twarz.
-Ty kurwo-znowu mnie uderzył, tym razem z pięści w brzuch. Wydałam z siebie głośny krzyk. 
-Chcesz kary, naprawdę tego chcesz!?-krzyczał równie głośno co ja.
-J..Justin, proszę-teraz już błagałam, wiem co był w stanie zrobić. Złapał moje włosy w pięści i mocno pociągnąć tak że upadłam na podłoże samochodu. Ponownie dostałam w twarz, byłam już prawie nieprzytomna, więc nie próbowała się bronić. Chłopak ściągnął ze mnie spodenki, a zaraz dolną część bielizny. Nie fatygował się nawet aby ściągnąć górną część mojego ubioru, mocno i szybko wszedł swoim penisem we mnie. 

Po tym wszystkim wyrzucił mnie z samochodu jak jakąś dziwkę, którą nawiasem mówiąc byłam. Nadal boli mnie twarz i brzuch, nie wspominając o dolnej części ciała. On mnie niszczy, znowu przez niego stanę się wrakiem człowieka. Znowu będę musiała uciec? A może da mi spokój? Jednak na to bym nie liczyła, on nie odpuszcza. Jestem pewna, że tak bardzo mnie nienawidzi, że będzie próbował mnie nawet zabić. Dzisiejsza sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu że nigdy mnie nie kochał, i to chyba boli najmocniej. Wyszłam z wanny wycierając się ręcznikiem po czym ubrałam piżamę składającą się z krótkich spodenek i szerokiej koszulki. Wychodząc z łazienki usłyszała płacz mojego dziecka. Przestraszyłam się, mimo że płacz w tym wieku był naturalny u dzieci, w ten sposób pokazują że coś jest u nich nie tak, czyli są głodni, śpiący, czy mają pełną pieluchę, lub po prostu kiedy potrzebują maminej opieki. Przechodząc przez salon zobaczyłam że okno jest otwarte na oścież, nigdy nie zostawiam go otwartego. Szybko pobiegłam do wspólnego pokoju mojego i Max'a, a to co zobaczyłam sprawiło że kolejny dzisiaj raz prawie straciłam przytomność. Mianowicie Justin trzymał na rękach mojego chłopczyka, widać było że nie miał w tym wprawy, bo zamiast trzymać go w pozycji poziomej, trzymał w pionowej.
-Nie, proszę zostaw go, wszystko tylko nie on-byłam bliska płaczu. Dla Maxa mogłabym nawet stracić życie, jak pewnie każda matka.
-Uspokój się, nic mu nie zrobię, chciałem go tylko zobaczyć-o dziwo był naprawdę spokojny.
-Proszę tylko nie trzymaj go w ten sposób, jest na to za mały.-Justin naprawdę mnie posłuchał i odłożył małego do jego łóżeczka.
-Fajny malec, ale uważaj na niego-odszedł szturchając mnie ramieniem. Co to miało znaczyć?


Hejka, jak wam się podoba rozdział drugi? Mam nadzieję, że w ogóle się podoba. Dziękuję za wasze opinie pozostawione w komentarzach. Mam pytanie, chcielibyście abym założyła blogowego aska? Piszcie w komentarzach. Zostawiajcie swoje blogi lub blogi które polecacie w zakładce "Spam", wejdę w każdy blog na pewno! Dodawajcie się do obserwatorów i oglądajcie zwiastun jeśli jeszcze tego nie robiliście :)

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział pierwszy

*Dwa lata temu*
Była 2 w nocy, czekałam na peronie na pociąg, który przyjedzie najszybciej. Byle dokąd. Chce być jak najdalej stąd, moje serce krwawi. Naprawdę go kocham, wiem, jestem po prostu głupia, ale miłość nie wybiera. Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się jak odejść od Justina. Bałam się powiedzieć mu to prosto w twarz, wyśmiałby mnie i w jakiś sposób zatrzymał przy sobie. Wątpię, że on mnie jeszcze kocha, już od dawna nie potrafi mi tego okazać. Cały czas chodzi zły na wszystkich, wychodzi wieczorami i wraca nad ranem. Nie chcę z nim tak żyć. Chciałabym aby to wszystko wróciło naprawdę, nie tylko jako wspomnienia w mojej głowie. Muszę zrobić jeszcze tylko jedną rzecz. Spojrzałam na swoją rękę, na której ukazywał się pierścionek z białego złota, z diamentem na środku. Był piękny, a dzień w którym Justin mi się oświadczył był najpiękniejszym w moim życiu. Oczywiście do ślubu nie doszło. Zdjęłam pierścionek z palca, spojrzałam na niego ostatni raz i wyrzuciłam. Tak po prostu, do kosza na śmieci. Może jakiś bezdomny go znajdzie i sprzeda, przynajmniej jemu się przyda. Otarłam jedną łzę jaka poleciała po moim policzku, po czym sprawdziłam godzinę. 2:54, właśnie w tej chwili zobaczyłam nadjeżdżający pociąg. Bez zastanowienia do niego weszłam, oczywiście zaraz po tym jak się zatrzymał. W pociągu nie było dużej ilości osób. Właściwie w tym wagonie były tylko trzy wraz ze mną. Zajęłam miejsce przy oknie i zaczęłam słuchać muzyki. Ze snu wybudziło mnie szturchanie w ramię. Podniosłam swoje ciężkie powieki i spojrzałam na mężczyznę przede mną.
-Proszę wstać, dojechaliśmy-podziękowałam, po czym wstałam, poprawiłam włosy, wzięłam torbę i wyszłam z pojazdu. Rozejrzałam się dookoła. Peron był ładny, zadbany. Od razu wiem, że jestem w dużym mieście.Tuż obok zauważyłam taksówki, wsiadłam do jednej i powiedziałam, że chce się znaleźć w najbliższym hotelu. Po 20 minutach byliśmy pod wysokim wieżowcem o nazwie "Las Vegas Hotel", teraz już wiem gdzie jestem. Las Vegas. Zawsze chciałam tu przyjechać, w końcu jaka młoda osoba nie chciałaby tu być?Kasyna, imprezy, kluby nocne, jednak nie jest to miejsce do wychowywania dziecka. Jestem w trzecim tygodniu, właściwie dopiero się dowiedziałam że jestem w ciąży, to był kolejny powód do ucieczki. Bałam się, że jak Justin się dowie to albo zrzuci mnie ze schodów powodując poronienie, albo zmusi mnie do usunięcia. On nienawidzi dzieci, jest to już uraz z dzieciństwa. Zawsze mi mówił, że nie chce mieć dzieci, ja jednak nigdy się tym nie przejmowałam, mam 22 lata, nie chciałam dziecka i nie myślałam o tym. Teraz jednak, kiedy moja "mała fasolka" jest we mnie, pokochałam to. Chcę być mamą, ale boję się tego. Z sejfu Justina ukradłam kilka tysięcy dolarów, jednak nie na długo to wystarczy. Nie mam rodziców, ani rodziny. Właściwie to jestem z domu dziecka, tak jak Justin-tam się poznaliśmy. W wieku 17 lat stamtąd uciekliśmy. To było szalone, ale nie szukali nas, byliśmy prawie dorośli i tak się nami nie przejmowali.
Ja nigdy nie pracowałam, naszymi "finansami" zajmował się Justin, on pracował, oczywiście nielegalnie, ale halo, nie obchodziło mnie to na początku. Potem zaczęłam się o niego bać. Więc nie wykluczone jest to, że będę musiała znaleźć jakąś prace, może na początku jakiejś kelnerki. Potem wynajmę mieszkacie, prawdopodobnie małą kawalerkę. Dam sobie radę, muszę dać.
---
Ze spania wybudził mnie dźwięk mojego telefonu, leniwie podniosłam się z łóżka i spojrzałam w tamtą stronę. Wzięłam do ręki telefon a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer, odebrałam.
-Słucham?-dopiero teraz zorientowałam się, jaką głupotę zrobiłam, powinnam zmienić numer, a tą kartę wyrzucić jak najdalej.
-I tak cię znajdę kurwo-usłyszałam warknięcie.
*Teraz*
Ostatnia raz spojrzałam na mojego maluszka i uśmiechnęłam się. Max jest taki piękny, szczerze to jest podobny do mnie, ma okrągłą buzię, mały nosek, okrągłe, brązowe oczka i ciemniejszą karnacje. Kocham go najmocniej na świecie, żyję i wykonuję swoją pracę tylko dla niego. W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi co oznaczało, że przyszła niania Max'a czyli pani Amanda. Czym prędzej otworzyłam i pozwoliłam staruszce wejść do środka, nie przepadałam za nią, ale nie brała za dużo za opiekę, więc musiałam być miła.
-Dzień dobry, Max już śpi, ja wrócę około 6 rano-uśmiechnęłam się do niej czego nie odwzajemniła. Stara kurwa-pomyślałam. Amanda była wredna i samotna, serce mi się krajało jak myślałam że Max musi z nią zostawać, właściwie tylko na noc, więc ledwo co ją widzi, ale jednak... Wyszłam z mieszkania i wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki. Z racji tego że były korki pod moim miejscem pracy byliśmy dopiero po godzinie. Takie uroki Las Vegas, nawet o 20 nie można normalnie jeździć. Zapłaciłam i wyszłam z pojazdu. Pewnie zastanawiacie się gdzie pracuję? Z moim wykształceniem, którego nie mam, nie miałam za wielkiego wyboru. Za małą stawkę kelnerki czy kasjerki nie byłabym w stanie żyć wraz z dzieckiem. Mianowicie, jestem dziwką. Tak, nazywam to po imieniu, inaczej mnie nazwać nie można. Właściwie głównie tańczę, ale jeśli "spodobam" się jakiemuś facetowi to może mnie zabrać do pokoju i robić ze mną co chce. Na moje szczęście lub nie, w klubie bywają faceci do 30 lat, więc nie są to stare oblechy zdradzające rodziny.
Weszłam do przepełnionego budynku i udałam się do garderoby w której się przebrałam w strój, przejrzałam się w lustrze i sztucznie uśmiechnęłam, muszę udawać szczęśliwą. Co jest trudne, bo jak można się cwanie uśmiechać, kiedy jakiś nieznany facet maca się po dupie.
Wyszłam z garderoby, weszłam na podest z rurą i zaczęłam "tańczyć", po chwili jakiś facet staną za mną i złapał mnie za biodra, a ja zaczęłam ocierać się o jego krocze. Nie myślcie o mnie źle, nie robię tego bo chcę. Po chwili zeszliśmy z podestu i udaliśmy się do pokoju.
Około godziny piątej, nie było już prawie nikogo, albo byli, ale zbyt pijani aby wstać. Wyszłam z klubu ubrana już w swoje ciuchy, nagle poczułam jak ktoś mnie ciągnie za rękę i wpycha do samochodu. Mało co nie straciłam przytomności kiedy zobaczyłam osobnika przede mną.
-Za dziwkę robisz, co?-zaczął

I jak wam się podoba pierwszy rozdział? Proszę opiszcie co tu wam się podoba, a co nie. To dla mnie bardzo ważne. Rozdziały będą się pojawiać jakoś raz na tydzień :)